Och, jak on mi się podobał! Tysiąc razy bardziej niż tamci, poprzedni. Bo na przykład ten z rejestracji był za wysoki, nigdy nie mogłam go spontanicznie pocałować. A znowu ten ratownik z karetki miał strasznie owłosione ręce, jak goryl. Ale ten, ten był wspaniały. Te oczy! Miał najpiękniejsze oczy świata, przysięgam. A ja nie mam skłonności do przesady, u laborantki w szpitalu to nie jest zaleta.
Poza tym był miły, nieproszony przynosił mi kawę, często opowiadał dowcipy i sam się z nich śmiał, a wtedy w kącikach tych jego wspaniałych oczu tworzyły się seksowne kurze łapki. Miał tylko jedną wadę: był nierozsądny. Na przykład: za bardzo wierzył w to, co wyczytał w internecie. – Ta cała pandemia to plandemia – przekonywał mnie.
Albo:
– Ja tam się nigdy nie zaszczepię, to wstrzykiwanie trucizny do organizmu. – No, ale przecież – mówiłam – pracujesz w szpitalu, w laboratorium. Widzisz te choroby na co dzień. – To wszystko spisek!
Nawet, kiedy złapał w końcu COVID, upierał się, że to tylko mocniejsze przeziębienie. A ja nic już na to nie odpowiadałam. Bo przecież gdyby był rozsądny, nie spotykałby się ze mną, prawda?
Ale życie nauczyło mnie gorzkiej prawdy: nic, co piękne, nie trwa wiecznie.
– Chyba żartujesz! – odpowiedział, kiedy zadałam to pytanie. – Nie chcesz tego? Ty i ja, razem, nie tylko w pracy, nie tylko w dzień, ale też co noc? A nie tylko wtedy, kiedy mówisz żonie, że masz szkolenie?
– Moja kochana. – Przygarnął mnie i pocałował w czoło. – Naprawdę nie mogę się rozwieść.
– Poczekam – zdecydowałam. – Może zmienisz zdanie. Tym razem pocałował mnie w usta, aż zmiękły mi nogi.
Ale zdania nie zmienił. Czekałam przez całą jesień, zimę (paskudną i śnieżną) i wiosnę. Z początkiem lata zdecydowałam, że tak dalej być nie może.
– Tak dalej być nie może – przyznał mi rację. – Ewa zaczyna się czegoś domyślać.
Miałam gdzieś domysły Ewy, ale on, najwyraźniej, nie. – Jesteś wspaniała, uwielbiam cię. – Gładził mnie po włosach, miarowo, jak kota. – I jesteś najlepszą kochanką, jaką kiedykolwiek miałem. Ale nie mogę się z nią rozwieść. Musimy to zakończyć. Rozumiesz?
Nie, nie rozumiałam. Ale też poczułam, że nadszedł już czas.– Jeszcze nie dzisiaj – poprosiłam. – Jeszcze chociaż kilka dni. Przytulił mnie.
– Nie mogę już zostawać u ciebie na noc. Żadnych więcej szkoleń. Pokiwałam głową.
– Chodźmy na łąkę. Wiesz, na tę naszą łąkę.
– Obiecałem, że prosto z pracy wrócę do domu – wykręcał się.
– Pół godzinki? Powiesz, że był korek. Proszę!
Nie mógł mi odmówić. Na łące było wspaniale. Miękka trawa, nikogo, żadnych spacerowiczów, żadnych biegaczy z psami. Tylko on, ja i to złote światło. Potem wybraliśmy się tam jeszcze kilka razy. Nie mogłam sobie wyobrazić, że stracę go tak z dnia na dzień.
A potem poszło już szybko. Któregoś dnia zadzwonił, że nie przyjdzie do pracy. Że źle się czuje i ma gorączkę. Chyba jakaś letnia grypa.Pokiwałam głową. Wiedziałam, że to nie grypa. Wrócił po kilku dniach. Zmęczony, blady.
– Kleszcz mnie ugryzł. Na tej cholernej łące!
- Mówi się pokłuł – poprawiłam. – Kleszcze nie mają zębów.
– Zawsze musisz być taka cholernie poprawna!
Kurze łapki w kącikach oczu już nie nadawały mu seksownego wyglądu. Nadawały mu wygląd starego człowieka. A spocone, blade czoło tylko pogłębiało to wrażenie. Czyli poszło tak, jak zaplanowałam. Teraz to była już tylko kwestia czasu. Bo na tej, jak to powiedział, cholernej łące, roiło się od kleszczy. Statystycznie co szósty mógł roznosić wirusa kleszczowego zapalenia mózgu. Ale ja byłam zaszczepiona.
Postanowiłam jednak udawać, że się przejęłam. Przynajmniej tyle mu się ode mnie należało.
– Byłeś u lekarza? Machnął tylko ręką. Mówiłam przecież, że jest nierozsądny. – Już przechorowałem, nie ma o czym mówić.
Jednak nie przechorował. Po dwóch dniach zadzwoniła żona, ta cała Ewa, że zabrało go pogotowie. Wysoka gorączka, wymioty, potworny ból głowy. Mogłam jej powiedzieć, że to klasyka. Mogłam jej też powiedzieć, że rokowania są kiepskie. Wróć! Kiepskie? Kleszczowe zapalenie mózgu po covidzie? Nie kiepskie, tylko bardzo, bardzo złe. Ale nie powiedziałam. W końcu to przecież nie była jej wina.
Odwiedzałam go w każdej przerwie. Nie miałam daleko, wystarczyło zjechać windą dwa piętra. Nie poznawał mnie. To było przykre, po tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach.
Ale potem mu się polepszyło. Przenieśli go nawet na oddział rehabilitacyjny i teraz musiałam zjeżdżać cztery piętra, a potem maszerować długim łącznikiem między budynkami.To znaczy, zależy co kto rozumie przez polepszenie. Przyplątało się porażenie splotu barkowego, obustronne. Nie mógł unosić rąk, nawet utrzymać głowy prosto. Bywały takie dni, kiedy nie mógł oddychać bez przenośnego respiratora. W gardle miał dziurę po tracheotomii. Schudł, stracił te swoje wspaniałe mięśnie. Seksowne kurze łapki zniknęły w fałdach obwisłej, szarej skóry. Zostały tylko oczy, ale teraz już nie takie piękne. Czasami nie miał nawet siły unieść powiek.
Nie zrażało mnie to. Może powinnam była zostać pielęgniarką, nie laborantką. Podawałam mu coś do picia, poprawiałam poduszkę, wietrzyłam pokój. Przy okazji wpadałam do tych poprzednich. Ale z nich też pozostały tylko cienie. Jeden zmarł. To było takie smutne.
A potem piętro niżej pojawił się nowy pielęgniarz. Och, jak on mi się podobał! Miał takie piękne dłonie, jak pianista: długie, smukłe palce, kształtne paznokcie. I ten głos! Kiedy mówił mi czułe słówka, miękły mi nogi. Też był żonaty. Też był nierozsądny. I też nie był zaszczepiony. Widać mam słabość do takich. Ale nie mogłam mu się oprzeć. Chociaż dobrze wiedziałam, jak to się skończy. Wiedziałam, że on też nie będzie chciał rozwodu i jego też zaciągnę na łąkę. Może jeszcze nawet tej jesieni.
Sezon na kleszcze jest co roku coraz dłuższy.
***
OPOWIADANIE POWSTAŁO W RAMACH KAMPANII „NIE IGRAJ Z KLESZCZEM.WYGRAJ Z KLESZCZOWYM ZAPALENIEM MÓZGU”. INSPIRACJĄ DO POWSTANIA BYŁY PRAWDZIWE PRZYPADKI KLINICZNE, HISTORIE SĄ FIKCJĄ LITERACKĄ. PODOBIEŃSTWO DO OSÓB LUB ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE. KONSULTACJA MERYTORYCZNA: PROF. DR HAB.N.MED. JOANNA ZAJKOWSKAPARTNER OPOWIADAŃ: MASZYNA DO PISANIA
MARTA GUZOWSKA polska pisarka trzymających w napięciu powieści kryminalnych. Pierwszą książkę pod tytułem "Ofiara Polikseny" wydała w 2012 roku, jest to kryminał z tłem archeologicznym, a jego akcja rozgrywa się w Turcji, na stanowiskach archeologicznych Troi. Powieść pod tytułem "Głowa Niobe" wydana w 2013 roku opisuje krwawe morderstwa w odciętym od świata Nieborowie podczas zjazdu archeologów oraz innych specjalistów związanych ze sztuką. Kryminał, został nominowany do nagrody Wielkiego Kalibru. Pozostała twórczość pisarki to, takie tytuły jak: "Wszyscy ludzie przez cały czas", "Chciwość", "Czarne światło". Dwie ostatnie wydane zostały w 2016 roku.