Jestem cichy, podstępny i nie chwaląc się - bardzo skuteczny.Nie polubilibyście mnie. W końcu zabijam. Musicie jednak przyznać, że jestem naprawdę dobry w tym co robię. A wy, ludzie, jesteście przecież zafascynowani masowymi mordercami. Choć się też ich boicie.
Opowiem wam o swojej metodzie. Dlaczego?
Nie, nie jestem głupi. Po prostu wiem, że i tak zaraz zapomnicie moją opowieść. Albo ją zlekceważycie. Tak jak milion innych rzeczy, o których na co dzień zapominacie i które lekceważycie. Pomyślicie o tym za tydzień, za miesiąc, nigdy. A ja, no cóż, jestem po prostu świetny w swojej robocie. Znam miejsca, które wam się podobają. Mówicie na nie „łono przyrody”. Niech będzie i tak. Lubicie tam spacerować, czasem siadać, nawet się kłaść. A ja po prostu cierpliwie czekam. Bo wiecie: cierpliwość w moim fachu to absolutna podstawa. A poza tym zabójcy muszą znać swoje ograniczenia.
Nie dałbym rady was dogonić, muszę więc poczekać, aż sami do mnie przyjdziecie. Lubicie te wasze parki, łąki, lasy. Niech wam będzie, też je lubię. Zwłaszcza, jeśli to „łono przyrody” jest zacienione, bo za słońcem, szczerze wam wyznam, nie przepadam. Na szczęście wy również szukacie zwykle zacienionego skrawka. Tak, dobrze was znam. Czujecie się miło i bezpiecznie, ani wam w głowie doszukiwać się zagrożenia. Bo boicie się gdzie indziej.
Nauczyliście się z filmów nie ufać pustym ciemnym uliczkom. A widzieliście film ostrzegający przed piękną łąką z kwiatkami, krzaczkami i drzewkami w słońcu? A ja już tam jestem. Czuję, kiedy się zbliżacie. Nawet nie chodzi o to, że słyszę wasze rozmowy, czasem krzyki. Wystarczy, że oddychacie (a przecież każdy z was to robi) i pocicie się (nie zmylą mnie te wasze antyperspiranty).
Mam swój sposób. Najbardziej lubię zaczaić się nad ziemią. Nie za wysoko, nie za nisko. W sam raz. Pytacie, co dalej? Po prostu czekam. Prędzej czy później ktoś się pojawi. Wtedy następuje ten najważniejszy moment. Powoli zsuwam się na ofiarę, a ona mnie nie zauważa. Nadal rozmawia, śmieje się, albo pije sobie piwo. Niektórzy z was myślą, że to piwo mnie przywabia, lub inny alkohol, ale skądże znowu. Możecie pić wodę lub oranżadę, a i tak was znajdę. Mówiłem przecież: ciepło ciała, oddech, krew. Bo muszę się wam do czegoś przyznać. Lubię krew. Jest mi niezbędnie potrzebna.
Niestety część z was zakłada odzież, którą trudniej pokonać, by dostać się do tej krwi. Ale na szczęście większość ma po prostu lekkie koszulki. Łatwiej się pod nie wślizgnąć i poszukać odpowiedniego miejsca. Przyznam się wam jeszcze do czegoś: nie lubię się za bardzo męczyć. Wolę miejsca, gdzie skóra jest miękka, a krew łatwo dostępna. Przy okazji: powinno to być takie miejsce, gdzie mnie nie widać. Bo niektórzy z was oglądają się dokładnie po powrocie z tego „łona” i odkrywają nas. To bardzo przykre. Straciłem w ten sposób wielu przyjaciół, ale wolałbym o tym nie mówić. Zresztą to ryzyko zawodowe. Nie zachowali należytej ostrożności. Ja po prostu jestem czujny, znajduję idealne miejsce i wbijam się w ofiarę. Wasi lekarze mówią, że pokłułem ją. Niech im będzie.
Złapali wielu moich towarzyszy, zbadali, sprawdzili, więc wiedzą, że mniej więcej co szósty z nas dysponuje zabójczą bronią. Wy, ludzie, nazywacie to bronią biologiczną. Śmieszni jesteście z tymi laboratoriami. Bo widzicie, my mamy ją ot tak. Sami z siebie. No ale większość z was uznała, że to raczej nie powód, żeby się przejmować.
Cóż, ja wam powiem, że to jak rosyjska ruletka. I kiedy już was dorwę, pokłuję (wciąż mnie bawi ten termin), wpuszczę wam tego wirusa. Bo ja jestem ten szósty. A wy nic nie poczujecie.
Dopiero potem pojawi się gorączka, dreszcze, poczucie zmęczenia, ale pomyślicie sobie, że to przeziębienie. A jeszcze później silne bóle i zawroty głowy, wymioty, zaburzenia mowy, porażenie splotu barkowego, zaburzenia świadomości, porażenie ośrodka oddechowego.
Och, mógłbym tak wymieniać i wymieniać.I wiecie co? Najlepsze w tym jest to, że wy, ludzie, tak się boicie różnych rzeczy. Tak kochacie się zabezpieczać. Boicie się złodziei, katastrof, wypadków, nawet zombie. Zabezpieczacie się przed kradzieżą, pożarem, a nawet przed tym, że ktoś wam porysuje auto.
Ale prawie nikt nie zabezpiecza się przede mną. Malutkim kleszczem, który was wykończy w tej trawie. I uważacie, że jesteście mądrzejsi. Nawet wymyśliliście szczepionkę na mojego wirusa.
Tylko, się nią nie zaszczepiliście, prawda?
To do zobaczenia!
***
OPOWIADANIE POWSTAŁO W RAMACH KAMPANII „NIE IGRAJ Z KLESZCZEM.WYGRAJ Z KLESZCZOWYM ZAPALENIEM MÓZGU”. INSPIRACJĄ DO POWSTANIA BYŁY PRAWDZIWE PRZYPADKI KLINICZNE, HISTORIE SĄ FIKCJĄ LITERACKĄ. PODOBIEŃSTWO DO OSÓB LUB ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE. KONSULTACJA MERYTORYCZNA: PROF. DR HAB.N.MED. JOANNA ZAJKOWSKAPARTNER OPOWIADAŃ: MASZYNA DO PISANIA
LESZEK TALKO - znany felietonista, publicysta i pisarz. Uznanie czytelników przyniosły mu pisane wspólnie z żoną Moniką Piątkowską cykle felietonów "Po robocie przy sobocie" i "Małżeński przegląd prasowy Talków" ukazujące się w „Gazecie Wyborczej" i zebrane w książkach "Talki w wielkim mieście" oraz "Talki z resztą". Obecnie publikuje w magazynach „Twój Styl" i „Duży Format". Ojciec dwójki dzieci (i właściciel większej liczby znalezionych zwierząt). Swoje rodzicielskie doświadczenia opisał w książkach "Dziecko dla początkujących", "Dziecko dla średnio zaawansowanych", "Dziecko dla profesjonalistów" i "Dziecko dla odważnych" oraz serii "Pitu i Kudłata". Swoje bardziej mordercze ego pokazał w trzech napisanych pod pseudonimem Wiktor Hagen powieściach kryminalnych, których bohaterem jest komisarz Robert Nemhauser.